Jednodniowe zwiedzanie Trondheim

Jednodniowe zwiedzanie Trondheim

Piątek, godzina 22. Wrzeszczący budzik wybudza nas z 3. godzinnego snu po kolejnym tygodniu pracy. Jednak w nagrodę nie otwieramy szampana, lecz udajemy się na przystanek. Przed nami właśnie 24. godziny przejazdów i przelotów. Czas na weekendowy wypad poza miasto!

Po pięciu godzinach kolejna pobudka, tym razem już w Gdańsku. Mamy szczęście zjawiać się na miejscu w porze złotej godziny, kiedy to ciepłe kolory słońca sprzyjają robieniu zdjęć. Do odlotu zostało kilka godzin, więc decydujemy się na szybki spacer wzdłuż Motławy.

Weekend niestety nie zapowiada się najlepiej. Ciągle pada i jest ponuro, a niebo przykryły białe i szare chmurzyska. Resztę wolnego czasu spędzamy więc na lotnisku, oczekując na otwarcie bramki. Kiedy w końcu ją otworzyli, powoli zaczęłam panikować. Nienawidzę latać! Jedynym ratunkiem od myślenia o locie 10 kilometrów nad ziemią jest sen, który na szczęście zawsze w końcu przychodzi.

Norwegia: widok z samolotu na StjørdalKamil w tym czasie oczywiście robił zdjęcia.

Sygnał lądowania i znowu krzyczę w myślach. Uff, przeżyłam już piąty lot. Szybko zbliżamy się do wyjścia, by w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza. O dziwo, Trondheim wydaje się być całkiem wiosenne. Niestety to pierwsze wrażenie, bo za chwilę w twarz uderza nas mroźny wiatr.

Norwegia po raz pierwszy

Tak naprawdę jesteśmy na zadupiu, a nie w Trondheim. Wizz Air ląduje w Stjørdal. W planach mieliśmy przejść pieszo ponad 30 km do Trondheim, jednak zniechęceni brzydką pogodą wsiadamy w pociąg za jedyne 70 zł za 40 minut jazdy dla dwóch osób. Trochę drogo i szkoda, że nie zarezerwowaliśmy wcześniej w promocyjnej cenie (minipris).

W pociągu mamy do dyspozycji poduszki pod głowę i gniazdka elektryczne pod siedzeniem. Jest też Wi-Fi, ale trzeba się zalogować korzystając z danych konta w serwisie NSB.com. Konto posiadamy, lecz nie da się do niego zalogować. To sobie nie poserfujemy…

Norwegia: HellW drodze do Trondheim minęliśmy kryjówkę szatanów, miejscowość Hell.

Wysiedliśmy z pociągu na maleńkim, uroczym i czystym dworcu. Pogoda nie była idealna, ale cieszyliśmy się, że nie pada i od czasu do czasu ogrzewają nas promienie słońca. Nie jestem fanką wielkich miast, takich jak Berlin czy Warszawa, a Trondheim niemal dorównuje im swoją powierzchnią. Na szczęście ludzi tu znacznie mniej i spaceruje się przyjemniej. Nie potrzebowaliśmy wiele czasu, by poczuć klimat Norwegii, który mogę opisać jednym słowem: spokój.

  • Trondheim: dzielnica Bakklandet
  • Trondheim: dzielnica Bakklandet

Trondheim: dzielnica BakklandetKolorowa i nietypowa dzielnica Bakklandet.

Bez konkretnych planów i mapy, kroczyliśmy przed siebie i delektowaliśmy się nową kulturą. Nie śpieszyliśmy się wcale, bo tutaj nikt się nie śpieszy. Najdłużej jednak zeszło nam na podziwianiu i fotografowaniu domków na palach położonych nad Nidelvą. W wielu z nich znajdują się restauracje, gdzie możecie skosztować takich specjałów jak mięso z renifera czy popularne tutaj owoce morza. My jednak nie jesteśmy jeszcze na etapie jedzenia obiadów za kilkaset złotych, więc nie powiemy wam jak smakują :) Zamiast tego najedliśmy się zakupionymi w Remie słodkościami i ruszyliśmy oglądać największą średniowieczną budowlę w Skandynawii, Nidaros.

  • Trondheim: katedra Nidaros
  • Trondheim: katedra Nidaros

Nidaros to jedna z nielicznych katedr, która mi się spodobała. Nie za duża, nie za mała, nie ma rażącego oczy złota i przepychu. Podziwiać można za to tysiące pięknych rzeźb. Wnętrze katedry jest równie piękne. A tym, co najbardziej mi się spodobało, była gra na skrzypcach. Chodząc po katedrze, wsłuchiwaliśmy się w tę melodię ponad pół godziny.

Jeśli mało Wam norweskich kolorów, udajcie się w stronę dzielnicy Bakklandet, gdzie zobaczycie jeszcze więcej drewnianych domków.

Trondheim: winda rowerowaWinda dla rowerzystów. Jako zachęta do porzucenia śmierdzących samochodów na korzyść roweru.

Trondheim: kolorowe domki nad NidelvąRzeka Nidelva i największa atrakcja Trondheim, kolorowe domki.

Trondheim: kolorowe domki nad Nidelvą

Trondheim: kolorowe domki nad Nidelvą

Trondheim: brudna przystańBenzynowe plamy na rzece Nidelva.

O autorze

Z zawodu programista. Po pracy biegam, piszę, czytam. Lubię wyzwania, zimne miejsca i aktywne spędzanie czasu!

Strona korzysta z plików cookie zgodnie z Polityką cookie.

Ukryj