Od prawie roku nie byliśmy nad morzem. Podczas ostatniej wizyty odpoczywaliśmy na plaży w Sopocie i zwiedzaliśmy atrakcje Gdańska. Tym razem chcieliśmy zobaczyć nowe miejsca i padło na Międzyzdroje. To był świetny wybór.
Dwa kroki nad morze
Zawsze nam się wydawało, że w góry mamy bliżej, a morze tak daleko. Jak się jednak okazało, z Poznania do Międzyzdrojów jest tylko 5 godzin jazdy, czyli o godzinę krócej niż w Karkonosze!
Oczywiście pociągiem i to nie byle jakim. W relacji Świnoujście – Szczecin – Poznań kursują nowoczesne pociągi (Kolej Zachodniopomorska), prawie tak idealne jak te którymi jechaliśmy z Trondheim do Bodø. Poza wygodnymi siedzeniami było coś, co ucieszy każdego turystę – gniazdka pod siedzeniami i działające Wi-Fi! Na pochwałę zasługuje również przestronny przedział na rowery, jak i niskie wejście do pociągu, z którego na pewno skorzystamy w czasie podróży do Norwegii.
Woliński Park Narodowy. Którędy do klifów?
Jeszcze przed południem dojechaliśmy do celu naszej pociągowej przygody, Międzyzdrojów. Korzystając ze świetnej pogody, od razu wyruszyliśmy na plażę, by kilkaset metrów dalej znaleźć się na terenie parku narodowego. Czyli w zasadzie Międzyzdroje przynależą do parku, co nas bardzo cieszy, bo bliżej nam do atrakcji i przyrody.
Plan dnia jest prosty. Idziemy brzegiem Bałtyku, którędy prowadzi czerwony szlak. Na jego przejście wyznaczyliśmy sobie cały dzień, bo nie przyjechaliśmy tutaj się śpieszyć.
Wędrówkę rozpoczynamy przy molo i wolnym krokiem zmierzamy na wschód. Po minięciu tłumu ludzi, dochodzimy do schodkowego wejścia na Kawczą Górę, gdzie znajduje się punkt widokowy (57 m n.p.m.). Jednak najpierw trzeba tam się dostać, a do przejścia jest kilkaset krętych schodków, co przy letnich upałach mogłoby być niemałym wyzwaniem.
Pół godziny wspinaczki i jesteśmy na szczycie! Nasz trud zostaje wynagrodzony panoramą na plażę i kawałek Międzyzdrojów oraz oczywiście widokiem na bezkres morza.
Ciągnąca się kilometrami plaża sprawia wrażenie całkowitej pustki. Ludzie, których widzimy w dali za nami wydają się być blisko nas, a tak naprawdę są oddaleni o kilometry. Idą, idą i idą. My też idziemy i widok ten się nie kończy. Otaczają nas kilkudziesięciometrowe klify, drzewa zatopione w piasku i te wiszące nad nami, czekające na swój koniec.
Nie brakuje też zagłuszającego myśli szumu morza, który mimo swej głośności, wcale nie jest drażniący. Wręcz przeciwnie, jest uspokajający i pozwala odpocząć od wielkiego miasta.
Mniej więcej po środku naszego szlaku spokojny krajobraz zaczynają urozmaicać zatopione w piasku głazy. To Głazy Piastowskie. Ale to nie jedyne atrakcje. Morze wyrzuca tu inne cuda, takie jak muszle, glony czy boje. A na plaży leżą mniejsze i większe, aż po olbrzymie gałęzie drzew, uśmierconych przez sztorm i nadmorską bryzę.
Po kilku godzinach fotografowania i delektowania się spokojem, wiemy, że nie dojdziemy do końca trasy. Widząc więc główne schody wyjściowe, wchodzimy do góry i kierujemy się do Wisełki, licząc na złapanie autobusu lub autostopu. Jak się okazuje, do Międzyzdrojów możemy dotrzeć busem. Wsiadamy więc do następnego i za jedyne 10 zł, na rozpadających się siedzeniach jedziemy do naszego ośrodka – Polino.
Płacimy 70 zł za dwie osoby, a ośrodek mimo wielu negatywnych opinii nie jest najgorszy. Jest adekwatny do ceny. Kiedy zauważamy czajnik na korytarzu, podoba nam się tu jeszcze bardziej, bo przecież życie bez kawy nie jest już tak fajne.