Dobrze jest czasem zapomnieć o codzienności – pracy, obowiązkach, nawet zbieraniu dokumentacji na bloga :) I tak właśnie zrobiliśmy w ostatni weekend, wybierając się na jeden słoneczny dzień do Sopotu.
Kilka fotek mimo wszystko uchwyciliśmy (w końcu to też przyjemność) i zostawiamy na blogu, by motywowało do częstszego leniuchowania!
Praca, praca. I po pracy.
Samo przybycie do Trójmiasta wiązało się z innymi obowiązkami, lecz późne popołudnie i wieczór mieliśmy do naszej dyspozycji. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
Widok na latarnię morską. Wcześniej byliśmy wśród tłumów i nie było miejsca na wyjęcie aparatu z plecaka.
Zakład Balneologiczny obok latarni. Nic specjalnego, ale tu nie ma co fotografować, więc łapcie fotę zakładu :)
Chwilę później jesteśmy na plaży. O dziwo prawie nikt się nie kąpie. Czyżby woda była znów pełna szlamu?
Nawet mewy zdają się być nienaturalnej wielkości. Postanowiliśmy nie ryzykować i podobnie jak reszta zebranych, nie wchodzimy do wody.
Zamiast tego wybraliśmy się do najpopularniejszego miejsca w Sopocie. Pod molo. Na molo oczywiście nie wchodziliśmy, nasz snobizm wymaga wyższej opłaty. Za 15 zł to może każdy dzieciak porobić sobie foty z molo.
I jeszcze jeden rzut okiem na latarnię morską, tym razem od strony plaży. Bardzo fotogeniczne miejsce. Latarnia ma wysokość 30 metrów i jest widoczna z prawie 13 kilometrów.
Widoki stąd też całkiem ciekawe.
Sopockie molo po raz kolejny. Wieczorami wstęp jest już darmowy, a samo molo pięknie oświetlone.
W drodze powrotnej minęliśmy Dom Zdrojowy z fontanną. Było na tyle tłoczno, że nie udało się całkowicie rozmazać ludzi na zdjęciu.
No i to tyle z naszego lenistwa. Sopot to zatłoczone miasto, ale wciąż ma w sobie sporo uroku. Spędzenie tu wieczoru było świetnym sposobem na chwilę relaksu. Jeśli natomiast nie masz ochoty na próżnowanie, koniecznie zajrzyj do sąsiedniego Gdańska.