Kto z nas podróżników lubi miejski hałas, zgiełk i tłum ludzi? Czy nie o to chodzi w podróży, by odpocząć od tego wszystkiego? By choć na chwilę zatopić się w totalnej dziurze, bez wieżowców, smrodu i wszechobecnych spalin…
Appenzell to nie tylko sielankowa wioska, ale też miejsce gdzie zapach dymu i pędzących samochodów, zastępowany jest przez zapach krów, świń, łajna, zbieranego zboża czy świeżo koszonej trawy. Te zapachy, choć często tak nieprzyjemne dla naszego nosa, że aż odurzające, to tak naprawdę coś co uspokaja i potęguje klimat bycia na wsi, wprowadzając nas w niesamowicie błogi nastrój.
To także miejsce, skąd pochodzi wiele popularnych, szwajcarskich serów.
Pierwsze chwile w Appenzell
Lubimy nocne jazdy na rowerze i jak zwykle, wjeżdżając do Appenzell otacza nas już całkowita ciemność. Jedziemy po idealnie prostej nawierzchni, a nasze sakwy kołyszą nas na boki. Po lewej stronie ciemność i pola, po prawej ciemność i pola, przed nami ciemność i długa prosta droga do centrum wiejskiego Appenzell. Ciemność, jakiej nie zaznasz w Polsce, bowiem w Szwajcarii przydrożne latarnie poza miastami to absolutna rzadkość.
Formalnie jest to miasto – ma swoje maleńkie centrum ze sklepami i restauracjami. Jest nawet bardzo ładny rynek i śmieszna atrakcja – przewracający się stolik, z którego nóg tryska woda. Ktoś, kto to wymyślił, musiał mieć chyba dobrze :-) Ale to naprawdę rozwesela.
Nawet centrum jest tak skromne, że zupełnie nie pasuje mi tu słowo miasto. Mimo wielu ludzi przechadzających się tu popołudniową porą, panuje dziwny spokój i przyjemna atmosfera. Wszyscy idą wolnym krokiem, nigdzie się nie spiesząc, bez okrzyków i przepychania. A nam, ponownie towarzyszą drewniane i ceglane kolorowe domki, z ukwieconymi balkonami.
Pośpiech jest tu niewskazany
Nasz kemping oddalony jest o jakieś 5 kilometrów od Appenzell, w sąsiedniej wiosce Gonten, gdzie sielankowy klimat dotyka nas jeszcze bardziej.
Tam gdzie śpimy jest tylko ogromny obszar przystrzyżonej trawy i góry gdzieś w oddali. Czasami ta cisza wydaje się aż dziwna. Czujemy się jakbyśmy byli sami. Jesteśmy jedynymi, którzy rozbili tu swój namiot. Wokół nas pełno przyczep, ale większość z nich jest pozamykana kłódkami, a z tych w których pali się światło, nikt nie wychodzi. Pewnie jak zwykle, niemieccy emeryci wylegują się tam na łóżku z materacem o metrowej grubości, oglądając telewizję.
Tej nocy, rozłożenie namiotu jest dla nas wyjątkowo ciężkie. Po sporej dawce deszczu, w nocy ziemią zawładnęły dżdżownice. Jest ich tak dużo że przysłaniają całą trawę. Rozkładamy namiot na betonie, kładziemy na trawie, po czym wrzucamy wszystkie sakwy i szybko wskakujemy do środka. Herbata w termosie jeszcze ciepła. Zadowoleni z dotarcia do celu, rozgrzewamy się i oglądamy zdjęcia z dzisiejszego dnia.
O poranku wita nas piękne słońce. Wsiadamy na rowery i jedziemy przed siebie. Znów czujemy intensywny zapach wsi. Mijamy wiejskie gospodarstwa, gdzie na drewnianych płytach leżą domowej roboty ser, mleko prosto od krowy i jaja prosto od kury. Ale byśmy coś zjedli…
Co musisz zrobić, będąc w Appenzell?
- Zostaw na boku wszystkie stresy i złe myśli, oddaj się całkowicie tutejszej atmosferze.
- Wejdź lub wjedź kolejką na Ebenalp, zobacz piękną panoramę apenzelskich wzgórz oraz skosztuj herbaty w ukrytym, jedynym w swoim rodzaju skalnym schronisku.
- Posmakuj wiejskiego sera. O ile cię stać :)