W przedstawieniu tym Malta jest światem, my aktorami, a Dingli miejscem akcji. Nie byłoby tutaj niczego specjalnego, gdyby nie fakt, że znajdujemy się właśnie nad 270-metrową przepaścią, a przed nami rozciąga jedynie widok morza zatopionego we mgle, nicość.
Ostatnie znaki „Danger. Falling rocks” zostały kilka metrów za nami, podczas gdy my siedzimy na ławce i wpatrujemy w opustoszałe morze oraz ledwo widoczną wyspę Filfla, pijemy maltańskie piwo Cisk i odpoczywamy po całodniowym zwiedzaniu. Co więcej, niedługo się ściemni, a jesteśmy na zupełnym bezludziu, ponad dwadzieścia kilometrów od hotelu. Nie wiemy nawet jak wrócić, ani tym bardziej, czy autobusy jeszcze stąd jeżdżą. Nie jest to jednak w tej chwili ważne, nie w obliczu tak spektakularnego widoku.
Właśnie tak wspominam wizytę na Dingli Cliffs, miejscu w pewien sposób magicznym i pięknym. W miejscu, w którym kończy się maltański świat.
Dingli Cliffs – kilka suchych faktów
Klify Dingli znajdują się na południowo-zachodnim wybrzeżu wyspy przy wiosce o tej samej nazwie – Dingli. Stosunkowo ciężko dojechać tutaj z St. Julian’s, wrócić jeszcze ciężej :-) Tak jak wspomniałem w poprzednim artykule, większość autobusów jeździ z przesiadką w stolicy. I tym razem podczas powrotu musieliśmy dostać się najpierw do Valetty (13 km, jakieś 40 min), a dopiero potem do St. Julian’s (10 km, 50 min). Co gorsze, im późniejsza godzina tym mniej autobusów jeździ. Mimo wszystko warto się tutaj wybrać właśnie wiczorem, by przy zachodzącym słońcu, kiedy spokojne morze jest zalewane morzem kolorów odbijających się od tafli wody, spędzić romantyczny wieczór z ukochaną osobą. Właśnie dla takich chwil żyję!
Dingli to klify, których wysokość przekracza ponad 250 metrów, co czyni je najwyższym wzniesieniem na Malcie. Co ciekawe, w dole widać kilka domków z niewielkimi ogródkami, podczas gdy na górze są znaki informujące o możliwym obsuwaniu się klifów. Czy ci ludzie nie boją się śmierci? :-) W końcu na Malcie zdarzają się nawet trzęsienia ziemi – jak choćby to, które w 1856 roku zniszczyło kapliczkę na pobliskiej wysepce Filfla.
PS Podczas naszej obecności na Dingli Cliffs, na pobliskiej ulicy podjechała budka z lodami – dokładnie taka sama, jak na starych, amerykańskich filmach! Całkiem fajna atrakcja turystyczna, jak na tak bezludne miejsce :D
Warto również sprawdzić filmik z Dingli Cliffs (niestety nie naszego autorstwa):