Czyste, błękitne niebo, zmarznięty nos, cisza i spokój – te słowa najbardziej kojarzą mi się z zimową Szwecją, a właściwie Karlskroną, bo jest to miasteczko nieco inne od reszty tego państwa.
Wcześniej, moje przygody z morzem, to jedynie jednogodzinny rejs statkiem. Nigdy wcześniej nie wypłynęłam na głębokie morze, a tym bardziej nie popłynęłam do Szwecji! Codziennie odliczyłam dni i godziny do naszego rejsu.
22 marca, kiedy wreszcie stanęłam przed statkiem Stena Line, byłam zszokowana i zachwycona jego wielkością. Ciężko mi było sobie wyobrazić, jak tak potężna maszyna może płynąć przez morze.
Jesteśmy na pokładzie
Wnętrze statku porwało mnie jeszcze bardziej. Czerwone dywany, miła obsługa, bary, restauracje, kluby. Cały ten statek był jak małe miasteczko, a ja od razu poczułam się jak w domu. W naszej kabinie były 4 łóżka (2 nad naszymi głowami), toaleta ze śmieszną spłuczką, stoliczek, a nad nim lustro i to, co najbardziej mnie uszczęśliwiło – radio przy naszych łóżkach, z muzyką, którą lubię najbardziej – kojąca i wyciszająca, w sam raz na rejs, grająca w rytmie fal.
Idziemy na zewnątrz
Nasz rejs odbył się zimą, a więc gdy wyszliśmy na zewnątrz, okropnie ślizgaliśmy się po przymarzniętym śniegu. W dodatku zerwał się silny wiatr i zrobiło się jeszcze zimniej. Widoki są piękne, ale zimą jest tak mroźno, że ciężko wytrzymać, by oglądać je dłużej. Łatwo jest wypaść za burtę, a wtedy nawet nikt Cię nie zauważy. Myślę, że lato to zdecydowanie lepsza pora, by przesiedzieć nawet i całą noc na zewnątrz.
Choroba morska
Bardzo obawiałam się złego samopoczucia na statku, jednak nie było tak źle, jak sobie to wyobrażałam. Ok. 1-2 w nocy, statek zaczął się dość mocno kołysać i zrobiło nam się niedobrze, ale na szczęście szybko to minęło. Przez większość kursu w ogóle nie poczujesz, że płyniesz.
Pobudka
W tak miły sposób jeszcze nigdy nikt mnie nie obudził. Z radia dochodziła piosenka Louis’a Armstrong’a – What a wonderful world, co było strzałem w dziesiątkę, bo z Kamilem uwielbiamy ten utwór :)
Dopływamy
Rano wyjście na zewnątrz nie było już tak ciężkie, choć wciąż było bardzo mroźno. Kamil robił zdjęcia wschodu słońca, a ja patrzyłam jak promienie odbijają się na wodzie. Od czasu do czasu mijaliśmy maleńkie wysepki, najczęściej puste, choć niekiedy takie na których stał jeden jedyny domek.