Podczas naszej 3-tygodniowej podróży mieliśmy przyjemność jechać kilkoma szlakami, które zasługują na miano idealnych tras rowerowych. Dzisiaj opowiem Wam o jednym z nich.
Droga ważniejsza niż cel
Po opuszczeniu zatłoczonego Chur, chwilę później spotykamy się z Renem. Nie mamy ustalonego miejsca na nocleg, bo po kilku dniach podróży zaczynamy stawiać na spontan. Zrozumieliśmy, że planowanie wszystkiego dokładnie w naszym przypadku się nie sprawdza.
Tego dnia nie towarzyszy nam nawet najmniejszy stres. Trasa jest tak spokojna i łatwa, że moglibyśmy jechać tu nawet nocą. Droga wyłożona jest asfaltem, a więc jazda jest bardzo przyjemna i swobodna. Razem z Kamilem jedziemy obok siebie, rower przy rowerze. Rozmawiamy, a przez jakieś 17 kilometrów towarzyszy nam nieskazitelnie czysta rzeka.
Z Renem rozstajemy się na chwilę w szwajcarskim mieście Maienfeld. Mimo początkowej niechęci do zjazdu na drogę polną, okazuje się to być bardzo dobrą decyzją. Nie jest to tylko kolejne miasteczko, w którym możemy poczuć wiejski klimat i cieszyć się spokojem. To właśnie tu po raz pierwszy widzimy tak ogromne i piękne pola winne. Fioletowe kiście zwisające na łodygach pozwalają nam poczuć się jak w krainie szczęścia i dobrobytu. Wszystkie winogrona są dojrzałe i wyglądają bardzo soczyście… czuję jak odzywa się mój żołądek.
Jak się okazuje, nie tylko w Maienfeld możemy podziwiać takie krajobrazy. Kolejna wioska – Fläsch zapewnia nam równie wspaniałe widoki.
Po nacieszeniu się pięknymi polami winnymi, ruszamy dalej. Po kilku kilometrach przekraczamy granicę i jesteśmy w Liechtensteinie. Docieramy do Balzers i z racji tego, że jest już całkiem ciemno, rozbijamy tu obozowisko.
Nad ranem znowu wracamy do rzeki i tak przez 35 kilometrów, zrelaksowani jedziemy aż do Oberriet, gdzie kończy się nasza przygoda z Renem. Żegnamy się i skręcamy do pięknego Appenzell, o którym już niedługo.
Ale szlak rowerowy wzdłuż Renu to nie tylko tych kilkadziesiąt kilometrów, które Wam pokazaliśmy. To dopiero przedsmak. Cała trasa liczy ponad 1200 kilometrów i prowadzi aż do Niemiec. Brzmi zachęcająco? :)
To już Liechtenstein?
Przejazd przez granicę i wjazd do nowego kraju to od zawsze wzbudzająca ciekawość chwila, lecz tym razem obyło się bez efektu WOW. Miałam najróżniejsze wyobrażenia w stosunku do Liechtensteinu, który co prawda zawsze był dla mnie zagadką, od nikogo o nim nie słyszałam i nie widywałam go na zdjęciach w Internecie. Jednak nie wiem czemu, zawsze to miejsce kojarzyło mi się z bogactwem i super nowoczesnymi budynkami.
I co zobaczyłam po wjeździe do tego kraju? Niczym nie wyróżniające się miasteczka. No może z nieco lepszymi widokami w tle. Liechtenstein to bogaty kraj i nie brakuje tu idealnych ścieżek rowerowych, wszechobecnego ładu i porządku oraz uprzejmych i porządnych ludzi. Nie mam w głowie innego słowa jak nazwanie tego państwa idealnym.
Wyjeżdżając następnego dnia z kempingu, w planach mieliśmy zwiedzenie stolicy. Oczekiwaliśmy wielkiego rynku, setek sklepów i wieżowców. A skończyło się na tym, że przejechaliśmy cały Vaduz i zorientowaliśmy się o tym dopiero przy wyjeździe, kiedy naszym oczom ukazał się znak z przekreśloną nazwą miasta. WTF! Obejrzeliśmy się za plecy, a tam wioseczka porównywalna z wcześniej widzianym Balzers.
Co jest w Vaduzie? Zamek na wzgórzu, fajne ścieżki i zadbane parki.
Liechtenstein to kraj nowoczesny, wychodzący naprzeciw mieszkańcom, wygodny dla pieszych, rowerzystów, wyczyszczony z najmniejszego kurzu. To kraj, gdzie życie toczy się spokojnie, bez zgiełku, krzyku i brudu.
W świecie filmowej Heidi
Oglądaliście kiedyś Heidi? Film o dziewczynce mieszkającej w górskiej chatce wraz z dziadkiem. Mimo ciszy i spokoju, która dla dziecka jest nie do pomyślenia, Heidi cieszy się wiejskim życiem i beztrosko spędza czas wśród alpejskich krajobrazów. Z kolei dziadek nie doświadcza smutnej starości, gdyż wnuczka obdarza go ciepłem i miłością.
Pamiętam jak dziś, kiedy ciocia pokazała mi jeden z odcinków tego filmu. Od tamtego czasu, co niedzielę oglądałam go w telewizji. Nigdy jednak nie pomyślałabym, że kiedyś znajdę się w tym miejscu, co mała Heidi. Bo to właśnie w Maienfeld które opisałam, Johanna Spyri umieściła fabułę książki.